Rekolekcje wielkopostne w naszej parafii 2023

W Środę Popielcową rozpoczęliśmy święty czas Wielkiego Postu, który potrwa jeszcze niespełna trzy tygodnie. Warto pomyśleć, jak przeżywamy ten okres roku liturgicznego, czy podjęliśmy postanowienia, czy uczestniczyliśmy chociaż raz w nabożeństwie Drogi Krzyżowej lub Gorzkich Żali? Ważnym elementem naszego przygotowania do owocnego przeżywania świąt paschalnych były rekolekcje wielkopostne, które w dniach od 22 do 24 lutego prowadził ks. dr Marek Studenski – Dyrektor Wydziału Katechetycznego i Wikariusz Generalny Kurii Bielsko-Żywieckiej. Sięgnijmy do nauczania rekolekcyjnego i wspomnijmy treści, które nam wygłosił ksiądz rekolekcjonista. Niech bogactwo przykładów oraz wygłoszone treści będą okazją do wspólnej refleksji w tych ostatnich dniach Wielkiego Postu.

Ks. Marek przytoczył księdza Twardowskiego, który pewnego dnia miał przeżycie w Warszawie. Został poproszony o przygotowanie do chrztu profesora z Warszawy. Kiedy spotkał się z nim, zaczął mu tłumaczyć w sposób prosty i po ludzku prawdy wiary oraz różne wydarzenia z Biblii m.in. o przejściu Izraelitów przez Morze Czerwone. Profesor mu przerwał i powiedział: „Proszę Księdza, nie musi mi tego tak Ksiądz tłumaczyć. Ja Księdzu powiem, co przeżyłem i Ksiądz zrozumie, że nie potrzebuję takiego tłumaczenia. W czasie II wojny światowej ciężko zachorował i był bliski śmierci. Znalazł się w polowym szpitalu, nazywany  przedsionkiem śmierci. W pewnym momencie przywieziono rannych żołnierzy radzieckich i trzeba było opuścić łóżko. Podeszło dwóch sanitariuszy, chwycili za ręce i nogi i wyrzucili go przez okno. To był parter. Przeżył upadek i znalazł się na śmietniku. Miał gorączkę. Modlił się o szybką śmierć. Obsiadły go muchy i inne owady. Jeden z nich usiadł mu na rękę, ukąsił go, a ręka spuchła. W pewnej chwili odzyskał siły, wstał i postanowił uciec, żeby nie zostać stracony jako świadek tego, co dzieje się w owym szpitalu. Znajduje dom, gdzie gospodarze go przyjmują, opowiada im to, co go spotkało. Gospodyni stwierdza, że miał Pan wielkie szczęście. Tu panuje choroba, na którą wiele osób umiera. Jedynym lekarstwem na nią jest jad tego owada, który posiada antidotum na wspominaną chorobę. Kiedy ktoś choruje w rodzinie staramy się złapać tego owada, żeby jego jad zastosować, a Pan nie musiał szukać. Owad sam do Pana przyszedł. Dzięki temu Pan wyzdrowiał i przeżył. Po przytoczeniu tej historii Profesor mówi do ks. Twardowskiego, że musi mu tłumaczyć po ludzku, jak Izraelici mogli przejść przez może Czerwone. On jest w stanie w to uwierzyć. Ks. Marek po przytoczeniu tej historii nadmienił, że każdy z nas, kto doświadczył działanie Pana Boga w swoim życiu i sercu, już wierzy, bo sam przekonał się kim jest Pan Bóg. Nie tylko słowa, ale przeżycie i doświadczenie Pana Boga daje trwałą nadzieję, której nikt nie zdoła odebrać. Kto w życiu spotkał w życiu Jezusa już jest przemieniony.

Ks. Marek podczas nauk przytoczył wiele przykładów osób, którzy doświadczyli Jezusa w swoim życiu. Wśród nich jest grający rolę Barabasza Pietro Sarubbi w filmie „Pasja”. Nie sądził, że ta rola całkowicie odmieni jego życie. Na planie filmowym podczas sądu u Piłata doświadczył głębokiego nawrócenia. Napotyka oczy Jezusa i zatrzymuje się na chwilę, przeszyty tym spojrzeniem, zanim zejdzie po schodach do tłumu. To tylko aktorzy w scenariuszowej scenie: Jim Caviezel w roli Jezusa i włoski aktor Pietro Sarubbi w roli Barabasza (obaj mają filmowy makijaż; Sarubbi jest prawie nie do poznania, gdy widzi się go poza tą rolą). Ale zrobienie tego filmu było dla obu aktorów doświadczeniem przemieniającym. Świadectwo Caviezela było szeroko rozpowszechniane i dyskutowane, ale Sarubbi był swoją rolą równie dotknięty, mimo że spędził zaledwie kilka minut na ekranie. Sam aktor daje takie świadectwo: „To jest właśnie Boża metoda: patrzeć na ludzi oczami innych ludzi. To wyjaśniało to, co było dla mnie niewytłumaczalne: nie wyobrażałem sobie, żeby prosty aktor grający Jezusa mógł spojrzeć na mnie w sposób, który wywrócił moją duszę do góry nogami. Od tego momentu nastąpiła zmiana w moim życiu osobistym i zawodowym. Jestem innym człowiekiem. Już wiem, kto na mnie wtedy patrzył”. Aktor ochrzcił swoje dzieci, wziął sakramentalny związek małżeński. Doświadczył Jezusa, nawrócił się i żyje po Bożemu. Pietro Sarubbi na planie filmowym spotykał Jezusa. Pan Jezus może wykorzystać każdą okazję, by pozyskać człowieka, bo tam Mu na każdym z nas zależy. A kto doświadczył Jezusa, jest nawrócony i tak łatwo od Niego już nie odejdzie.

         Ks. Marek przypomniał, że apostołowie chodząc od wsi do wsi głosili tę podstawowa prawdę: Jezus jest Zbawicielem, umarł ka krzyżu i zmartwychwstał dla naszego zbawienia. Dziś sytuacja jest podobna. Dla potwierdzenia tego ks. rekolekcjonista podał przykład swojego przyjaciela zaczerpnięty z wizyty duszpasterskiej zwanej kolędą. Na piętrze bloku wychodzi w stronę księdza rozgniewana kobieta i mówi: „Proszę, ojca, ja sobie nie życzę kolędy, proszę nie dzwonić i nie niepokoić mnie”. Ksiądz mówi, że to uszanuje i nie potrzeba tego tak emocjonalnie przeżywać. Po czym ten kapłan dodaje: gdybym do Pni przyszedł powiedział bym tylko tyle, że Jezus Panią bardzo kocha, umarł na krzyżu, żeby Pani mogła być zbawiona i że Jezus zmartwychwstał. To mogę Pani powiedzieć tu na korytarzu i nie muszę do Pani przychodzić. Ksiądz idzie do następnego mieszkania, wychodzi, a tu ministrant mówi: „Proszę Księdza, ta Pani tu jeszcze raz była i prosi, by Ksiądz do niej jeszcze raz przyszedł”. Ksiądz chodzący po kolędzie przekonał się, że to działa, że wieść o Jezusie, który umarł i zmartwychwstał dalej otwiera serce i drzwi domów.

         Ks. Marek przytaczał także przykłady z historii Polski: rotmistrza Witolda Pileckiego oraz byłego komendanta obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu Rudolfa Hessa. Ten pierwszy odwzorował życie Jezusa, a ten drugi jest przykładem człowieka, który mimo ciężkich grzechów na sumieniu, może dostąpić Bożego Miłosierdzia.

Życie rotmistrza Pileckiego było kopią życia Pana Jezusa. Chrystus – jak śpiewamy w kolędzie „Ach ubogi w żłobie” – opuścił „śliczne niebo, obiera ziemskie barłogi, staje się jednym z nas, przyjmuje ludzkie trudy, lęki, choroby i cierpienia”. Pilecki opuszcza rodzinę, dom, przybiera pasiak obozowy i dobrowolnie staje się więźniem obozu w czasie wielkiej łapanki, którą Niemcy urządzili 19 września 1940 roku na Żoliborzu, Grochowie i Mokotowie. Dał się schwytać Niemcom i w nocy z 21 na 22 września 1940 trafił do obozu. Został więźniem z numerem 4859. „Pan Jezus dobrowolnie poddaje się męce, jego rodacy skazują go na śmierć. Żydzi wydają go Rzymianom. A rotmistrza Pileckiego również jego rodacy skazują go na śmierć. On odwzorował życie Jezusa w 100 procentach i wie, że uczeń Jezusa nie ma łatwej drogi i że może go spotkać śmierć oraz pragnie, aby jego dzieci szły tą samą drogą. Pilecki mówi do żony: obiecaj mi to na kolanach, że po mojej śmierci dzieci będą czytać „O naśladowaniu Chrystusa”, czyli „Obiecaj mi, że dzieci pójdą moją drogą”. To jest doświadczenie kogoś, kto doświadczył działania Jezusa w swoim życiu. To, że jesteśmy na rekolekcjach, a nie zajmujemy się  innymi sprawami świadczy o tym, że doświadczyliśmy działania Jezusa, wiemy kim jest Pan Bóg i potrafimy wiązać z Nim swoje życie” – dodał ks. Marek.

         W ostatnim dniu ksiądz Marek mówił o przebaczeniu. Przytoczył postać Rudolfa Hessa – założyciela i komendanta obozu w koncentracyjnego w Oświęcimiu. Pochodził z wierzącej i katolickiej rodziny, był ministrantem, brał udział w wielu pielgrzymkach, m.in. do Lourdes. Jako młody człowiek robił kolejne awanse w szeregach partii NSDAP. W końcu został człowiekiem zaufanym Hitlera, że powierzono mu organizację obozu w Oświęcimiu. I tam miała miejsce ciekawa historia. Pewnego razu do obozu przyjeżdża prowincjał ojców jezuitów ojciec Władysław Lohn z Krakowa. Przybywa, aby odwiedzić współbraci w obozie. W swojej naiwności nie wiedział, co to było za miejsce i był przekonany, ze tam można odwiedzać więźniów tak jak w każdym innym więzieniu.  Nikt jeszcze wówczas nie wiedział co dzieje się w Auschwitz i Niemcom zależało, aby tak pozostało, dlatego o. Lohn nie został wpuszczony na teren obozu. Jednak ten wielki kapłan nie zamierzał zostawić swoich braci – znalazł przerwę w drucie kolczastym, przecisnął się przez nią i podążył do swoich. Chwilę potem jego obecność zauważyli strażnicy obozu. Został schwytany i przyprowadzony do komendanta Rudolfa Hößa. Los jezuity był przesądzony: rozstrzelanie. Komendant mógł go skazać na śmierć, ale ujęły go dwie rzeczy: biegła znajomość niemieckiego oraz niemiecko brzmiące nazwisko „LOHN”. Hess być może pomyślał, że Lohn ma niemieckie korzenie i powiedział mu: „jeszcze raz tu ojciec przyjedzie, to się może źle skończyć, bo szpiedzy są karani śmiercią. A poza tym wszyscy więźniowie, także jezuici mają dokonała opiekę, kaplicę, w której mogą się modlić i nie musi się ojciec o nich martwić”. To było oczywiście jednym wielkim kłamstwem. Wojna się kończy,  Hess ukrywa się przez dwa lata, aż w końcu wytropili go Brytyjczycy i przekazali polskiemu wymiarowi sprawiedliwości. Sąd Najwyższy  w Warszawie skazał go na karę śmierci, która miała być wykonana na terenie byłego obozu tam, gdzie on skazywał na śmierć innych ludzi. Na wykonanie tego wyroku oczekiwał w więzieniu w Wadowicach, które znajduje się blisko klasztoru karmelitów. On przez zakratowane okno widział wieże klasztorne. Może stanęło prze jego oczyma dzieciństwo, młodość, może zaczyna sobie uświadamiać, co zrobił ze swoim życiem. Zapragnął spowiedzi, ale nikt nie chciał go wyspowiadać. Księża tłumaczyli się nieznajomością niemieckiego, ale to najprawdopodobniej był wykręt. Połowa z nich straciło bliskich w obozie. Ponad połowa duchowieństwa zginęło w czasie wojny. Nie mogli znaleźć spowiednika dla Hessa. Wtedy przypomniał sobie to wydarzenie z czasów wojny, kiedy odwiedził go w obozie jezuita znający niemiecki. „Może zgodzi się mnie wyspowiadać?” – zapytał. Ojciec Władysław Lohn zgodził się. Przyjechał do Wadowic. Spowiedź trwała przez dwa dni po 8 godzin dziennie. W Drugim dniu Hess przyjmuje Komunię świętą i namaszczenie chorych. Kościelny, obecny przy tym, zrelacjonował, że Hess ukląkł na środku celi i zaczął płakać. Było to w sobotę 12 kwietnia 1947 roku. Kiedy popatrzymy na kalendarz liturgiczny, zauważymy, że ta sobota to była Wigilia Święta Bożego Miłosierdzia – Sobota Wielkanocna, czyli dzień przed II Niedzielą Wielkanocną. 

         Po przytoczeniu tego poruszającego przykładu ks. Marek powiedział: „Kochani! Popatrzmy jak się to wszystko ułożyło. Hess daruje życie księdzu nie wiedząc, że ten kapłan będzie jego spowiednikiem, który przygotuje go do śmierci, że ten ksiądz będzie pracował w Krakowie Łagiewnikach – dziś w sanktuarium Bożego Miłosierdzia i że to wszystko będzie się działo w przed dzień Święta Miłosierdzia. Tylko Pan Bóg potrafi tak to poukładać. Pan Bóg zrobi wszystko, żeby pozyskać każdego grzesznika”. Święta Siostra Faustyna Kowalska zapisała w Dzienniczku słowa Jezusa: „im większy grzesznik, tym większe ma prawo do Miłosierdzia Mojego”. Święta Teresa od Dzieciątka Jezus tę prawdę wyraziła słowami: „gdyby Pan Jezus zdawał egzaminy, to zdałby wszystkie na ocenę bardzo dobrą za wyjątkiem jednego przedmiotu: matematyki, bo nie potrafi wyrównywać rachunków”. „Dobrze, że tak jest, bo inaczej by nas tu nie było” – dodał ks. Marek.

Zachęceni przykładami oraz wsłuchani w Słowo Boże tegorocznych rekolekcji wielkopostnych podejmijmy trud nawrócenia. Skorzystajmy łaski Bożego Miłosierdzia podczas spowiedzi wielkopostnej, nie zostawiajmy jej na ostatnie dni przed Wielkanocą.

Kazania księdza Marka są publikowane na kanale Youtube: Diecezja Bielsko-Żywiecka (@DiecezjaBielskoZywiecka) oraz na stronie www.studenski.pl. Tam można je wysłuchać i przeczytać. Dzięki Youtube’owi ks. Marek wraz z ks. Piotrem dotarł z rekolekcjami do ogromnej ilości ludzi. Ze strony „Studenskie rewolucje” skorzystało ponad 150 000 osób. Zachęcamy do korzystania z tego bogactwa.

Opracował ks. Grzegorz Pydych

NAUKA DO ODSŁUCHANIA W LINKU:

https://drive.google.com/drive/folders/13V8A_LWbML0Ot-BtLHZ2MDt1oewAIvbo?usp=sharing